Recenzja filmu

Na skrzyżowaniu wichrów (2014)
Martti Helde
Laura Peterson
Tarmo Song

Uwięzieni w czasie

"Na skrzyżowaniu wichrów" wbija się klinem pomiędzy dominujące we współczesnej kulturze narracje o zbrodniach popełnianych w trakcie II wojny światowej. Podczas gdy temat czystek etnicznych w tym
"Na skrzyżowaniu wichrów" wbija się klinem pomiędzy dominujące we współczesnej kulturze narracje o zbrodniach popełnianych w trakcie II wojny światowej. Podczas gdy temat czystek etnicznych w tym okresie przepuszczamy zazwyczaj przez pryzmat zbrodni nazistowskich i Holokaustu, na ekranie widzimy historię młodej Estonki Erny Tamm, jednej z czterdziestu tysięcy mieszkańców krajów nadbałtyckich przesiedlonej w nocy 14 czerwca 1941 roku na Syberię. Historię, którą dotąd słyszeliśmy zbyt rzadko. 



Początek to cisza przed burzą. Obrazki spokojnego życia na prowincji, gdzie Erna spędza ostatnie chwile z rodziną, zrealizowane są w klasycznej formie impresyjnego poematu – całość powstała na podstawie jej listów, materiałów archiwalnych oraz korespondencji innych sybiraków, zaś płynący spoza kadru monolog idealnie komponuje się ze starannie wystylizowanymi, monochromatycznymi obrazami przyrody oraz obyczajowymi mikro-scenkami. Ta konsekwentnie prowadzona narracja szybko okazuje się zaledwie przybudówką większego artystycznego konceptu oraz kontrapunktem właściwej formy filmu. Doskonale opisują ją słowa samej Erny: "Rozdarta pomiędzy Syberią a ojczyzną, czułam się, jakby czas nagle się zatrzymał". 

W filmie Marttiego Heldego czas również się zatrzymuje. Reżyser korzysta z modernistycznej techniki tableaux vivants, czyli tzw. żywego obrazu. W kinie łączy ona aktorską rekonstrukcję fotografii z płynnym ruchem kamery, dzięki czemu mamy wrażenie wkraczania "wgłąb" zdjęcia, podglądania zamrożonej w czasie sceny. Wybór podobnej formy wiązał się ze sporym ryzykiem, w końcu żywiołem kina jest ruch – nie tylko ten, który inicjuje operator, ale też ruch wewnątrzkadrowy, ożywiający przestrzeń i bohaterów. Na szczęście gra va banque opłaciła się Heldemu. Razem ze świetnym operatorem Erikiem Pollumaą z finezją odkrywają kolejne warstwy filmowej "fotografii": przyglądają się fakturom i kształtom, zmieniają perspektywę, puszczają światło i cień w efektowny taniec. Wreszcie, kontemplują twarze, malujące się na nich przerażenie i ulgę, grozę oraz nadzieję.  

   

To właśnie rzeczone oblicza, "zamrożone" duchy przeszłości, opowiadają historię cierpienia, które Łotyszom, Estończykom oraz Litwinom zgotował stalinowski reżim. Przywołane dziś sprawiają, że "Na skrzyżowaniu wichrów" jest czymś więcej niż kolażem bolesnych wspomnień. To przede wszystkim piękne świadectwo wiary w terapeutyczną moc formy filmowej.
1 10
Moja ocena:
8
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?